Facebook ikonka prawy margines

Jakub Małecki „Rdza”

,
Jakub Małecki „Rdza”

Przeczytałam tę książkę z mieszanymi uczuciami. Z wypowiedzi recenzentów wynikało, że to jedna z najważniejszych polskich, epickich powieści naszych czasów, niezrównana literacko itd. Oczekiwałam więc czegoś spektakularnego i być może stąd moja konsternacja. Otóż rzeczywiście jest to solidna, wartościowa literatura. Forma powieści „unowocześniona” poprzez rozbicie ciągłości narracji w czasie, losy bohaterów opowiadane są w sposób nieciągły przez cofanie się o kilka, a nawet kilkadziesiąt lat, by potem znowu przeskoczyć do lat późniejszych. Czasem poznajemy ich dzieje wiedząc jaki jest ich koniec (np. historia Elizy). Jest to nawet maniera interesująca, mimo że utrudnia czytanie, ale w tym wypadku trochę pretensjonalna, gdyż niczym nieuzasadniona, jeśli chodzi o pogłębienie sensu i przesłania tej opowieści. Losy bohaterów słabo się wiążą, biegną jakby obok siebie a jedynym spoiwem jest miejsce, a więc wielkopolska wieś z której się wywodzą.

Wydaje się, że bohaterom powieści, skądinąd postaciom ciekawym, dał autor za mało koloru, są nieco szkicowe, jakby niedokończone a ich dzieje bez puenty. Może jest ich trochę za dużo aby każdemu poświęcić dość uwagi, a może autor nie mógł się zdecydować do końca co portretuje: całą wieś w okresie wojny i po niej czy poszczególne postaci. W obu przypadkach  za mało materiału na prawdziwą epicką powieść. Może jako czytelniczka po prostu się czepiam, ale mam po tej powieści niedosyt.

Zastanawiam się również nad tytułem. Czym jest ta tytułowa rdza? Rozumiem, że ma ona jakieś symboliczne znaczenie dla losów bohaterów i ogólnie dla czasów w jakich się dzieją. Jednak zupełnie mi ten tytuł i ta symbolika nie pasuje. Przecież dla tak burzliwych i okrutnych zdarzeń w życiu postaci narzucają się wręcz skojarzenia bardziej „gorące”: wojna, wysiedlenia, namiętne uczucia miłości i nienawiści, uparte dążenia do wyrwania się ze swego losu i środowiska, generują inne skojarzenia symboliczne niż korozja powoli trawiąca nieruchome obiekty. Być może miał autor na myśli symboliczną rdzę powoli wytrawiającą owe uczucia i powroty na wieś – ale i w tym przypadku nie jest to trafione. Doktor, chyba najciekawsza postać powieści, potrafi przezwyciężyć wszelkie ograniczenia dla swojego celu, bynajmniej nie ulegają one korozji, Józek po wielu latach wraca do swojej miłości i wytargowuje dla siebie od losu jeszcze trochę spóźnionego szczęścia. Sabina, Tośka, to kobiety mądre, rozwijające się do końca swego życia, dające innym wsparcie i opiekę.

Sądzę, że jest to powieść wartościowa, nieźle napisana, jednak czasami dość płytka i chaotyczna. Nie żałuję czasu spędzonego na jej czytaniu, ale też nie zostawiła ona we mnie głębszych śladów i wzruszeń.

Stanisława Czernik DKK "Liberatorium" MBP w Jaśle